„Szmaragdowe nurki we łzach alpejskich lodowców”

Grüner See to małe jeziorko w austriackich Alpach w paśmie Hochschwab, położone w okolicach miejscowości Tragoss (jedyne 700 kilometrów od nas). W zależności od pory dnia, woda zmienia odcień, jednak dominującą barwą jest zawsze mieszanka turkusu, lazuru i szmaragdu, niektórzy stwierdzą po prostu „zielony”. Stąd też, jeziorko zawdzięcza swoją nazwę geograficzną, którą wpisując w jakiejkolwiek wyszukiwarce internetowej trafimy zawsze na ten cud, a może wybryk natury. Wczytując się w opisy i relacje zamieszczone w sieci, dowiemy się również, że woda tu jest tak przejrzysta i krystalicznie czysta, że widoczność dochodzi nawet do 80 metrów. Kolejne ciekawe fakty, jakie odnajdujemy, mówią o tym, że przez większą część roku głębokość wody waha się pomiędzy 1-2 metra, jednak wraz z nastaniem wczesnej wiosny topniejące alpejskie lodowce zasilają swoją wodą Grüner See i w szczytowym momencie (2 połowa maja) woda osiąga głębokość nawet 12 metrów.

W tym okresie, szmaragdowa tafla przykrywa okoliczne drzewa, krzewy, skałki, przybrzeżne łąki, a także wydeptane turystyczne ścieżki z ławkami i drewnianym mostkiem. Przez około miesiąc jeziorko staje się wielkim akwarium, zamieszkałym podobno przez pstrągi, ślimaki i małe kraby, a bujne trawy, kwiaty i roślinność leśnego runa znika, otulona lazurowymi łzami lodowatej alpejskiej toni.

Przełom maja i czerwca to idealny czas, by odwiedzić to urokliwe miejsce. Mimo niskiej temperatury wody (5-7 stopni C) żądni przygód i wrażeń płetwonurkowie z różnych europejskich zakątków przybywają tu licznymi grupami, pragnąc uwiecznić swój podwodny wizerunek, z Alpami w tle 🙂

Takie właśnie pragnienie zakiełkowało wśród naszych Klubowiczów ! Padło hasło „Grüner See” i ekipa natychmiast zmontowana. Każdy zaopatrzył swój umysł i pamięć w niezbędne informacje, w głowie zaprojektowane już gotowe ujęcia do wykonania, sprzęt w ilościach XXXXXL zapakowany i w drogę …………

Rekonesans zaliczony, pierwsze wrażenia piorunujące, zachwyt, zachwytem pogania, słychać tylko wzdychanie, sapanie, achy, ochy i echy, baterie w aparatach padają, karty pamięci pękają w szwach, słychać tylko trzaskanie migawek spustowych, robimy zdjęcia seriami, bo pojedyncze to wszystko mało, zdecydowanie za mało.  Szybki spacerek, jeziorko zaliczone, ławeczki dostępne dla spacerujących turystów, a na mostku woda co najwyżej do kolan, Daniel, Rafał i Grzesiek podejmują próbę przejścia, tak udało się, chwilowa utrata czucia w stopach i łydkach  to przejściowy skutek uboczny schładzania nóg w lodowatej wodzie, ale co tam, twardym trzeba być. Wydeptane ścieżki prowadzą nas na sucho, jakaś para polskich płetwonurków właśnie kończy nurkowanie.  Nie możemy się powstrzymać i nie zwracając uwagi na stukot ich zębów z zimna, każdy z nas ma 100 pytań do …..   jednak ich miny wskazują na brak zachwytu i jakiegokolwiek zadowolenia z nurkowania.   Nie bardzo chcą rozmawiać, tylko jakieś słowa i proste zdania, a my nie bardzo chcemy słuchać tego, co do nas mówią.  Przecież swoje wiemy: 80 metrów wizury i 12 metrów głębokości, a te widoczne ławeczki, to jakieś inne, nie te spod wody, no przecież niemożliwe ……………….. Jeszcze kilka fotek i wracamy na nocleg, zbierać siły na jutro.

 

A następnego ranka wypoczęci, zrelaksowani przybywamy na parking i kolejny raz kubeł lodowatej wody, tym razem na nasze wypoczęte głowy.  Pełny parking, dziesiątki samochodów, brak miejsca parkingowego, tłumy ludzi; spacerowicze, płetwonurki, rowerzyści, wielbiciele psów, małe dzieci, duże dzieci, gdzie wzrokiem sięgnąć ludzie, ludzie i ludzie.  Sprzęt nurkowy, do wyboru do koloru, przegląd firm i marek, głównie rozmowy w języku polskim,  już słychać znajome głosy, „a to, wy widzieliśmy się w zeszłym roku gdzieś tam, o oni” itp ………….  tu podchodzą inni , szybka wymiana adresów i telefonów, krótka rozmowa, znamy się już praktycznie ze wszystkimi.  Temperatura powietrze około 32 stopni C, płoniemy, jeszcze musimy wskoczyć w skafandry, mokre czy suche, to bez znaczenia, bo upał odbiera siły, a do wody kolejka.  Kolor i odcień błękitnej toni zmienił się od wczoraj i obecnie to coś z pogranicza zmąconego brunatnego brązu, a farfocle, patyki,

gałęzie i siano są wszechobecne.  Nagle czar pryska…….. i co robimy dalej ???  Ratunku, gdzie ten spokój, cisza, lazur krystalicznie czystej wody ???????????  HELP …………………….

No cóż, nie przyjechaliśmy tu tyle kilometrów, aby biadolić, narzekać i zamartwiać się brakiem jakiejkolwiek widoczności.  Zbieramy się do kupy i działamy; szybka akcja, klarujemy sprzęt, wskakujemy w skafandry, składamy sprzęt foto i video i juuuuuuuuuuuuuuuż,  nareście chłodno, a nawet zimno……

Nasi najmłodsi uczestnicy alpejskiej eskapady również postanowili zanurkować,  jednak to chyba zbyt wiele powiedziane.  Nurkowanie Maksa i Rafała można zaliczyć do jednych z najkrótszych, bowiem zimna woda sparaliżowała ich zmysły i sprawiła, że chłopaki po fantastycznym zanurzeniu stwierdzili, że nie ma co ………. nurkować zbyt długo nie będą i wybrali opcję freedivingu połączonego z kąpielą bez skafandrów.  Biorąc pod uwagę temperaturę wody całe 7 stopni C, to faktycznie wybór wakacyno-letni.  To nic, że dochodzili do siebie po tej kąpieli dość długo, a zdolność werbalnego kontaktu z otoczeniem też zajęła dobrą chwilkę.  Przyznać należy, że okazali się największymi twardzielami tego dnia, bo co najwyżej spotkaliśmy nurasów w mokrych skafandrach bez rekawiczek, ale szaleńców pluskających się tylko w połówce skafandra, oprócz naszych, nie było !!!!!!!!   Gratulacje chłopaki dobrej formy, jak tu nie przyznać racji starej prawdzie, która mówi o tym, że każdy wiek ma swoje prawa i przywileje.  Gdyby to padło na każdego innego członka naszej ekipy, oj byłoby z nami ciężko, zapalenie płuc albo oskrzeli – murowane.

 

No cóż, przyznać należy, że jak już się zanurzyliśmy w tej brunatno-brązowej zupie, przetrzymaliśmy pierwszy strzał zimna i odpłynęliśmy dobry kawał na drugą stronę akwenu, to było nawet całkiem nieźle.  Nie można tu mówić o widoczności 80 metrów i głębokości 12 metrów, bo tak niestety nie było.  Wizura co najwyżej 15 metrów max, a głębokość to całe 6,5 metra.  Niestety te ławeczki, które wcześniej widzieliśmy na sucho, to te same ze zdjęć w sieci.  Ławic pstrągów też nikt nie spotkał, ani krabów, ani innych żyjątek, kilka osób widziało jedną zdechłą rybę z brzychem do góry.

Jadąc w to przepiękne i wyjątkowe miejsce mieliśmy wielkie oczekiwania, rzeczywistość jednak okazała się inna, nie aż tak ciekawa.  Wybraliśmy nieodpowiedni termin (długi weekend czerwcowy) i inni też tak myśleli, w rezultacie setki ludzi, dziesiątki samochodów i zatłoczenie pod wodą sprawiły, że natura powiedziała „Dość.  Nie jestem w stanie sprostać waszym oczekiwaniom !!!” , i my to rozumiemy.

Pobyt w tak wspaniałym gronie przyjaciół, dla których nurkowanie to nie tylko hobby, ale również sposób na życie,  możliwość spędzenia wspólnych chwil, w podróży, dzielenia się kurczakiem, kiełbaską z grila i pomidorem, czy wypicie wieczorkiem chłodnego piwka, zapominając o szarości dnia codziennego, o upierdliwych problemach zawodowych, czy zgiełku miejskich aglomeracji, to najwspanialsze co może być dla naszego umęczonego codziennością ciała i ducha.  Wszyscy wrócili więc zadowoleni i wyjątkowo wypoczęci.  Pewnie zapytacie: czy tam jeszcze wrócimy ?????  Odpowiemy, że tak, tylko w innym terminie 🙂  Dlaczego ???    Bo warto, to jest przepiękne miejsce, z  magicznym klimatem i bajkowym urokiem.